-
Liturgia na dziś
Porządek nabożeństw
-
- Msze święte:
- Niedziela: 8:00;10:00;12:00
- Dzień powszedni: 18:00
- Więcej
Kancelaria parafialna
-
- Dzień powszedni: 17:30-18:00
- Chrzest
- Małżeństwo
- Pogrzeb
- Więcej
Nasz kościół
Ciekawe strony
W XIV edycji Ogólnopolskiego Konkursu Wiedzy o Ojcu Świętym ,,Pielgrzymi szlak Jana Pawła II” z zakresu V pielgrzymki Ojca Świętego do Ojczyzny wzięły udział uczennice z klasy VII Szkoły Podstawowej im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Nasutowie.
W kategorii klas VII – VIII Kinga Prokop zajęła III miejsce, a Judyta Mazurek otrzymała wyróżnienie. Organizatorami konkursu były Szkoła Podstawowa nr 51, Wojewódzki Ośrodek Kultury w Lublinie oraz Katolickie Stowarzyszenie ,,Civitas Christiana”.
Gratulujemy wygranej! Zapraszamy do przeczytania nagrodzonych prac.
Zainspirowana słowami Św. Jana Pawła II opowiem dziś historię 13-letniej dziewczyny, Judyty.
Była to miła, radosna, lubiana przez rówieśników, w miarę religijna dziewczyna. Tego dnia, za chwilę, miał rozpocząć się sprawdzian. Judyta związała swoje długie, brązowe włosy w kucyk, aby jej nie przeszkadzały, po czym weszła do klasy. Tak naprawdę, nie przygotowywała się do sprawdzianu, bo wczoraj miała ciekawsze zajęcia. Pomimo tego, była przekonana, że dostanie co najmniej piątkę. Sądziła tak, nie dlatego, że dobrze pamiętała temat z lekcji, gdyż raczej nie słuchała nauczyciela, ale dlatego, że wczoraj pomodliła się o to. Jedno „Zdrowaś Mario” i „Ojcze Nasz” powinno – według Judyty – wystarczyć. To był jej nowy sposób na życie – skoro Bóg zawsze słucha naszych modlitw i jest chętny do pomocy, to po co się uczyć? Bóg mi pomoże. Oczywiście pochwaliła się tym przed znajomymi. Jedni mówili, że to nie działa w ten sposób, ale niektórzy postanowili to rozważyć. Spojrzała na kartkę i zamarła… Nic. Kompletnie nic nie kojarzyła. Po upływie wyznaczonego czasu, wstała i oddała sprawdzian. Była to jej ostatnia lekcja, więc wyszła ze szkoły.
– No i jak ci poszło? – spytała ją przyjaciółka Majka.
– Chyba nie za dobrze… – odpowiedziała speszona Judyta. – Może miałaś rację…
– Ja dość często mam rację, trzeba się uczyć. Nauka angielskiego z gier i filmów się nie liczy.
– A szkoda, byłoby dużo prościej – nagle dziewczyna potknęła się i wylądowała prosto w błocie.
– O, nie! Moja nowa bluzka! Podarłam spodnie… Mama mnie zabije…
Ale to nie był koniec jej niefortunnych przygód. Chwilę później ktoś na nią wpadł i wytrącił z ręki plecak, który – oczywiście – wpadł prosto do kałuży… Wszystkie książki mokre!… Gdy szła chodnikiem, przebiegł koło niej pies. Bohaterka podskoczyła, a jej nowy telefon wyleciał z ręki i – o ironio – wpadł prosto pod koła jadącego samochodu. Po paru innych incydentach przyszedł wieczór i dziewczyna uklękła do modlitwy.
– Boże!!! Jesteś najgorszym Bogiem w całej historii! Przecież się modliłam! A ty co?! Ty zrzuciłeś na mnie całą falę nieszczęść! Podobno jesteś dobrym Bogiem! Ale to nieprawda! Dobry Bóg nigdy nie pozwoliłby, aby kogokolwiek spotkało takie nieszczęście! Dodatkowo mama na mnie nakrzyczała i mam karę! A to przecież nie było specjalnie! Od dziś już w Ciebie nie wierzę! Gratuluję! Straciłeś chrześcijanina! – i wtedy poczuła się jakoś inaczej… Słabiej… Była smutna, zawiedziona i dziwnie zmęczona, jakby pozbawiona jakieś energii, która zawsze dodawała jej sił. Czuła się bardzo samotna. – Pewnie jestem przemęczona, idę spać.
– Pobudka! Wstawaj, jest już późno!
Judyta otworzyła oczy. Obok niej stał anioł!
– Co ty tu robisz?!!! Skoro Bóg nie istnieje, to ty też nie powinieneś! – była zaskoczona i zdziwiona. Wpatrywała się w tę nieziemską istotę jak oniemiała. Anioł uśmiechał się do Judyty, wzbudzał zaufanie.
– A skąd wiesz, który Bóg mnie przysyła? Historia zna ich wielu, a jednego wczoraj się wyparłaś.
– Czyli kto Cię wysłał? – zapytała z zaciekawieniem.
– Nawet jak ci powiem, to nie uwierzysz! – spoważniał. – A teraz wstawaj! Czas ucieka.
Nastolatka posłusznie wstała, przebrała się i weszła do salonu. Stanęła jak wryta. Przez tę noc niemal wszystko się zmieniło. Na ścianach nie było już zdjęć rodziców z pielgrzymki, gdzie się poznali. Ściany zmieniły kolor, były czarne. Na zniszczonej kanapie siedziała jej mama, ale inna – dziwnie smutna i mizerna.
– Mamo, wszystko ok? – spytała. Lecz mama nie odpowiedziała, nawet jej nie zauważyła.
– Nie słyszy cię – wyjaśnił mój towarzysz. – Jesteśmy w świecie, w którym wszystko dzieje się inaczej. Tutaj nie ma Boga.
– Bóg nie istnieje! Więc nie może być świata bez niego, który wygląda inaczej niż mój świat.
– Jesteś tego pewna? Twoi rodzice poznali się na pielgrzymce, na Jasnej Górze, tutaj tej pielgrzymki nigdy nie było. Nie ma pielgrzymki do Boga, skoro nie ma Boga.
– To na pewno sen albo jakiś głupi żart! Gdzie mój tata? Pokaż mi go!
– Osoba, która byłaby twoim tatą nie żyje.
Dziewczyna na te słowa zamarła. Stała i patrzyła oniemiałym wzrokiem na towarzysza.
– Jak to możliwe? – pomyślała. – Wracajmy do normalnego świata – powiedziała głośno.
– Od dziś to jest normalny świat – usłyszała w odpowiedzi, po czym tajemniczy gość zniknął. Dziewczyna znalazła się przed domem.
– Ale jak? Czemu nie mogę wrócić? Przecież to nie tak wygląd… – wtedy zauważyła, że nie tylko dom jej mamy się zmienił.
Patrzyła oniemiała na świat wokół niej. Zamiast miłych, uśmiechniętych ludzi zauważyła smętnych zombie, istoty jakby pozbawione życia i naturalnej radości.
– Co tu się dzieje?… Rozumiem…, jeśli ten Bóg jest, to niby sprawia, że nasze życie jest lepsze itd. no ale, że aż tak? Hmm skoro to świat bez Boga, to może wrócę, gdy go uznam? Ok, wierzę! – mówiła to bez przekonania i jakby od niechcenia. – No halo! Poproszę z powrotem!
– Nic nie rozumiesz – przemówił anioł. – To ma być szczere – i znów zniknął.
– Pff… Szczere. Jak coś nieprawdziwego może być szczere?
Zaczęła chodzić po mieście, zaglądała w każdy kąt, aby mieć jasny obraz sytuacji. Mijała różnych ludzi, po chwili zaczęła rozpoznawać ich twarze.
– Czy to nie pani Lidka? – pomyślała. – Ta miła pani, która wszystkim opowiadała, jak to Bóg uzdrowił jej córkę? Zawsze chodziła ubrana na kolorowo, a dziś jest cała na czarno. Gdzie jej córka? Przecież zawsze o tej godzinie wspólnie szły do kościoła.
Ulicę dalej, tam gdzie był kościół, teraz widziała stary, zniszczony dom. Przypomniała sobie opowieści zasłyszane od ludzi, że kiedyś rzeczywiście tam znajdował się jakiś dom, lecz zburzono go, aby wybudować kościół. Zresztą ksiądz Marcin, który tam mieszkał, bardzo się ucieszył, ponieważ nie było go stać na remont, a tak wierni postanowili mu pomóc i dołożyli się do odnowienia kościoła. Na schodach siedział skulony, stary człowiek. Gdy nasza bohaterka przyjrzała się uważnie, rozpoznała właśnie księdza Marcina.
– Co się gapisz dzieciaku? – spytał były duchowny.
Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Przecież ks. Marcin był zawsze taki miły! Uwielbiał dzieci! Mówił, że to jaki jest zawdzięcza… Bogu. Judyta szybko odeszła. Spacerując ulicami swojego miasta, spotykała więcej takich osób jak ks. Marcin i pani Lidka. Gdy zobaczyła po drugiej stronie ulicy swoją matkę, tę samą, która codziennie powtarzała, że bez niej (swojej córki) i męża jej życie nie miałoby sensu, dziewczyna padła na kolana i zaczęła płakać. Jej matka widząc to, od razu do niej podeszła.
– Wszystko dobrze? – zapytała swojej niedoszłej córki. – Gdzie twoi rodzice?
– Nie mam rodziców – mówiła zapłakana. – Ale tak bardzo bym chciała.
– Rozumiem Cię. Też chciałabym mieć córkę, taką jak ty. Moje życie nabrałoby barw.
Słysząc to, coś w niej pękło. Wstała i pospiesznie oddaliła się, wciąż szlochając. Zmęczona, przysiadła na pobliskiej ławce. Nagle ktoś do niej przemówił.
– I co? To Bóg istnieje czy nie? – kiedy podniosła oczy, zobaczyła znanego jej anioła.
Nasza nastolatka nie mogła wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Siedziała nieruchomo wpatrzona w ziemię, nie śmiała spojrzeć w oczy swojemu stróżowi. Może to ze wstydu?
– Odpowiesz na moje pytanie? Właśnie dostałaś szansę na poprawę, nie wiem czy dostaniesz kolejną. Może będziesz musiała tu zostać na zawsze i oglądać cierpienie tych biednych ludzi.
– Przepraszam… – głos jej się łamał. – Teraz wiem, że źle postąpiłam. Naprawdę żałuję. Przecież ci wszyscy ludzie musieli cierpieć tyle lat, abym ja mogła się czegoś nauczyć… Dlaczego akurat mi to pokazałeś? Jest tylu złych ludzi na świecie.
– Bo Ty masz sumienie. Jesteś dobrą dziewczyną, lecz zagubiłaś się w pewnym momencie swojego życia. Bóg chce cię prosić, abyś głosiła jego nauki. Dziś dostałaś ważną lekcję o istnieniu Boga oraz o sumieniu. Aby wrócić do domu i skrócić cierpienie tych ludzi, musiałaś wykazać skruchę.
– Dziękuję za tę lekcję, nigdy więcej nie popełnię takiego błędu!
To już koniec tej niezwykłej przygody. Zachęcam do dokładnego jej przeanalizowania, ponieważ każdy może z niej wyczytać coś innego. Dla jednego jaśniejszy będzie wątek o poczuciu winy i skrucha Judyty. Drugi zaś zobaczy tu historię zagubionej dziewczyny, która w odpowiednim momencie weszła na dobrą drogę.
Przed II wojną światową, we wsi Markowa, mieszkało około 30 rodzin żydowskich. W połowie 1942 r. na rozkaz niemieckich władz, część Żydów z Markowej stawiła się w Łańcucie, gdzie zostali rozstrzelani lub wywiezieni do obozów zagłady. Niektórzy znaleźli schronienie i pomoc u polskich rodzin. Jedną z tych rodzin, która z narażeniem życia pomagała Żydom, była rodzina Wiktorii i Józefa Ulmów.
Markowa, 24 marca 1944 r.
Drogi pamiętniku!
Dzisiejsza noc była jedną z najokropniejszych w moim życiu! Wciąż nie mogę przestać myśleć o tragedii, która wydarzyła się w sąsiedztwie. Niemcy wymordowali całą rodzinę Ulmów! Nie mogłam spać, długo w nocy słyszałam ciągły płacz, krzyki i strzały.
Ulmowie zostali wymordowani, ponieważ ukrywali w swoim domu dwie rodziny żydowskie. W nocy nieoczekiwanie pojawili się Niemcy. Patrzyłam w okno, aby dowiedzieć się, o co chodzi. Oprawcy tak długo walili w drzwi do domu Ulmów, dopóki nie dostali się do środka. Żandarmi weszli do wewnątrz, a policjanci zostali przed wejściem do domu, aby przypilnować, by nikt nie uciekł. Po kilku minutach usłyszałam pierwsze strzały. Zabili dwóch Żydów, a resztę wyprowadzili na podwórko i tam ich rozstrzelali. Nigdy przedtem nie przyszła mi do głowy myśl, że można być tak podłym i zabić niewinne osoby.
Po rozstrzelaniu Żydów, z domu wyprowadzono Józefa, Wiktorię (była w stanie błogosławionym) i ich sześcioro dzieci (ośmioletnią Stasię, sześcioletnią Basię, pięcioletniego Władka, czteroletniego Frania, trzyletniego Antosia i półroczną Marysię).
To, co zobaczyłam, jest nie do opisania, czułam, jakbym pogrążała się w niewypowiedzianym bólu.
Zabili Józefa i Wiktorię (która zaczęła rodzić), dzieci płakały, przytulały się do rodziców, podnosiły ich. Patrzyłam wtedy na Niemców, nie wiedzieli co robić. Po krótkiej naradzie – to było straszne – zabili i te małe dzieci. Nie wierzyłam w to, co ujrzałam. Czułam jak nogi uginają mi się po raz kolejny tej nocy.
Rankiem pod dom Ulmów przybył sołtys (został wezwany przez Niemców do pochówku zabitych). W jego oczach widziałam zdziwienie i przerażenie, gdy ujrzał także zabite dzieci. Słyszałam, jak pytał jednego z Niemców:
– Dlaczego zamordowaliście również małe dzieci?
A w odpowiedzi jeden z Niemców wypowiedział takie słowa:
– Żeby gromada nie miała z nimi problemu.
Markowa, 29 marca 1944 r.
Drogi pamiętniku!
Dalej nie wiem, co o tym myśleć! Nie rozumiem, jak można być tak podłym i okrutnym wobec ludzi, którzy chcą pomóc innym!
Rodzina Ulmów chciała tylko pomóc, ci szlachetni ludzie kierowali się swoim sumieniem, które mówiło: „nie zostawiajcie Żydów bez pomocy, nie pozwólcie im zginąć z rąk oprawców!” Wiktoria i Józef posłuchali głosu sumienia, ratowali Żydów, ukrywali ich, wiedząc, że pewnego dnia mogą stracić życie, oni jak również ich dzieci. Jak wielka wrażliwość musiała przepełniać ich serca! Znałam ich dobrze. Często bawiłam się ze Stasią
i Basią. Jaką dziwną jasność widziałam w oczach ich rodziców. Niezwykłe ciepło i miłość obecne w tym domu udzielało się innym.
Pan Józef często czytał dzieciom ten sam fragment z Biblii, przypowieść o Miłosiernym Samarytaninie. Bezwarunkowa miłość i troska o dobro bliźniego i jego życie wygrały z lękiem i obawami o własne życie. Tak sobie myślę, że te wartości kształtowały ich sumienie, wrażliwość i prawość. Jak bezgranicznie musieli ufać Bogu, skoro oddali Mu wszystko!
Pamiętniku, zapisuję tę niezwykłą historię, by ukoić ból po starcie tych, z którymi już się nie zobaczę na ziemi. To przedziwne, bo codziennie podejmowali trudne wyzwania, ale nigdy nie zagłuszali swojego sumienia, pielęgnowali go przez lekturę Pisma Świętego i wspólną modlitwę.
A po drugiej stronie ci okrutni oprawcy, ich wyrachowanie, cynizm i nie wiem co jeszcze zamiast sumienia! Co myśleć o tym fałszywym i pazernym Włodzimierzu Lesiu, który sprowadził do domu Ulmów niemieckich żandarmów. Sam przecież pomagał rodzinie żydowskiej, która następnie znalazła schronienie u Ulmów. Uczynił to wyłącznie dla korzyści, by przejąć ich majątek. Odkąd za ukrywanie Żydów zaczęto karać śmiercią, stchórzył i odmówił pomocy. Czym się kierował? Jakie było jego sumienie, że podstęp i grabież stały się jego życiową zasadą?
Czym kierowali się Niemcy? Pewnie prawem, myśleli tylko o tym, żeby pozabijać wszystkie rodziny żydowskie i te rodziny, które ukrywały Żydów we własnych domach. Dziwna filozofia czystej rasy niemieckiej zagłuszyła sumienia morderców. Miliony niewinnych ludzi straciło przez to życie.
Jak wielka przepaść moralna jest między tymi postawami! Jak diametralnie się różnią! Pomimo upływu czasu ciągle nie mogę pojąć, jak człowiek człowieka może wydać i skazać na śmierć za kawałek ziemi, za majątek! Gdzie tu miejsce na miłość bliźniego? Jest to jedynie miłość do bogactwa, mamony!
Jednak ostatecznie liczy się tylko miłość do drugiego człowieka. Tą wartością kierowali się nieodżałowani Sąsiedzi, Ulmowie – zabici, ale w mojej pamięci wciąż żywi i autentyczni nauczyciele sztuki słuchania głosu sumienia, który zawsze dyskretnie podpowiada, jak należy żyć…
Parafia Rzymskokatolicka pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski w Nasutowie
Nasutów 30 A, 21-025 Niemce
tel. 817 566 768
parafianasutow.gmail.com